wtorek, 3 czerwca 2014

Nie uprawiajmy wegetariańsko-wegańskiego terroryzmu!

Nie jestem weganką, ale kocham kuchnię roślinną. Nie lubię też nazywać się wegetarianką, co nie zmienia faktu, że jestem dumna z bycia nią :) Określam się raczej mianem "nie jedzącej mięsa".
Jest to spowodowane delikatną awersją do grupy ludzi, którzy za wszelką cenę starają się wmówić ludzkości, że mięso jest złem wcielonym, poprzez upublicznianie najgorszych, najkrwawszych zdjęć okaleczonych zwierząt hodowlanych i nie tylko. Uważam, że nasza dieta to indywidualna sprawa każdego z nas.
Jedzenie mięsa - w moim mniemaniu - jest najzwyzczajniej w świecie niezdrowe i przede wszystkim tym aspektem kierowałam się, gdy podejmowałam decyzję o jego "odstawieniu". Oczywiście bardzo ważną rolę odegrało też życie niewinnych zwierząt, do których śmierci - poprzez zakupy ich szczątków - nie przykładam już więcej ręki.
Aczkolwiek, nie toleruję podejścia organizacji walczących o prawa zwierząt, które w najgorszy sposób, czyli poprzez terapię wstrząsową - że tak to ujmę - starają się "przekupić" mięsożerną część ludzkości i po prostu obrzydzić jej widok np. soczystego burgera czy innego kotleta. Takie działanie wydaje mi się nie do końca przemyślane i raczej "na siłę". Nie powoduje, że człowiek od razu przestaje jeść mięso. W niektórych wzbudza to ogromne poczucie winy, ale przyzwyczajenie i brak silnej woli są o wiele silniejsze. A to z kolei powoduje każdorazowe wyrzuty sumienia podczas kolejnej "dawki" mięsa. Ja tak miałam przez wiele lat. Męczyłam się z myślą, że zwierzęta umierają w okropnych warunkach w każdej minucie, każdego dnia, przez cały rok. I w rezultacie końcowym przestałam jeść mięso, ale musiałam przejść przez terapię wstrząsową, a nie najnormalniejsze w świecie uświadamianie o walorach zdrowotnych diety bezmięsnej. Nie mówię, że na świecie nie ma takich dobrych "uświadamiaczy", bo jest ich mnóstwo, ale - niestety - największe organizacje (oraz zwykli "śmiertelnicy") wybierają metodę terapii wstrząsowej i atakują w ten sposób nasze sumienia.
Do tego dochodzi ogrom zdjęć i artykułów wrzucanych na portale społecznościowe, zwłaszcza na Facebooka. Po pewnym czasie człowiek ma dosyć. Przestałam tam wchodzić, posty nie pokazują mi się w aktualnościach. Niektórzy znajomi też już nie spamują, bo przestałam ich śledzić.
I w ten sposób odzyskałam spokój ducha.

Reasumując: nie róbmy z wegetarianizmu/weganizmu kolejnego Islamu, Katolicyzmu czy innej religii.
Nie wciskajmy go na siłę.
Nie krzewmy go za wszelką cenę.
Dajmy ludziom wolny wybór, a zamiast szczucia okropnymi zdjęciami umierających zwierząt, mówmy o zdrowiu, lepszym samopoczuciu i różnorodności diety bezmięsnej.

Miłego dnia, Kochani!

PS Z pewnością nie napisałam nic nowego, ale musiałam to z siebie wyrzucić ;)
Źrodło: http://gymflow100.com/the-right-vitamin-supplements-for-vegetarians/

Źrodło: Google.com

Źródło: Google.com




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz